czwartek, marzec 28, 2024
poniedziałek, 06 styczeń 2014 20:09

Dieta z dostawą

Sałatka Sałatka

Wszystko, co robię, planuję z dużym wyprzedzeniem. Urlop mam zaplanowany już do końca tego roku, choć dopiero pierwsze dni stycznia. Tematy na kolejne trzy miesiące. W październiku wszystkie prezenty gwiazdkowe są już zapakowane i czekają tylko na choinkę. Pani Chodząca Organizacja to ja. Jest jeden aspekt życia nad którym nie potrafię zapanować, mianowicie dieta.

Śniadanie? Brak czasu rano, ostatnio jadłam parę miesięcy temu. Lunch? Koło 14, czyli w porze obiadu. Obiad? A co to takiego? Kolacja? Kiedy mój facet już śpi bardzo chętnie coś przekąszę. W tedy zostaję tylko ja i lodówka. W takiej chwili jem nieracjonalnie i szybko, zbyt szybko. Kładę się do łóżka objedzona, nie wysypiam się, ponieważ jestem przepełniona jedzeniem. Budzę się rano, napada mnie myśl "od dziś niczego nie jem", jak zwykle ekstremalnie. Przez pierwszy tydzień warzywa są moimi przyjaciółmi, zero cukru. Jednak mój organizm szybko się buntuje. "Pomocy!" to jedyne słowo, które od 7 dni wykrzykuje mój organizm.

Nie potrafię liczyć kalorii, nie umiem ich przeliczać, nie mam pojęcia, jak wyglądają. Czy trzy łyżki ryżu dostarczą mi energii na pierwszą połowę dnia, czy lepiej zastąpić je trzema marchewkami? A może pięcioma brokułami? Matematyka nigdy nie była moją mocną stroną, co właśnie wychodzi na jaw. Z moim odchudzaniem bywało raz lepiej, raz gorzej. Częściej niestety gorzej. Planowanie, przeliczanie, ważenie, zamienianie. Mimo, że może być to (podobno) dobrą zabawą, jestem zestresowana. A co robię ze stresem? Zajadam go.

Pewnego dnia spotykam koleżankę ze studiów. Makijaż perfekcyjny, na pierwszy rzut oka widać jej zadbanie i świetną figurę. Kiedy ja proszę kelnera o sałatę, ona podaje plastikowe pudełeczko z kaszą gryczaną, grillowanym łososiem i warzywami. Zastanawia mnie, jak towarzyszka gotuje, przelicza i radzi sobie ze wszystkimi "przyjemnościami" związanymi z dietą. Na moje pytanie o te wspaniałości na jej talerzu, zaczyna się śmiać. "Zamawiam dietetyczny katering już od 3 miesięcy! Schudłam, oszczędzam czas i nie muszę zastanawiać się, co jem!". Okazuje się, że nie tylko ona tak schudła. Wiele moich współpracowniczek codziennie rano odwiedza kurier i przekazuje torbę z jedzeniem. Jest zdrowe, zbilansowane i dostosowane do indywidualnych potrzeb i wymagań danej osoby. Jedna zamawia w Fit&Eat, druga w Easydiet, jeszcze inne w Lightbox lub Eatzone. 

Tak, to coś dla mnie! Od razu po przyjściu z pracy szukam najlepszej dla mnie firmy. Dzwonię do dietetyczki z Jem i Jem. Zaczyna się moja zmora: nie jem regularnie, nie ćwiczę, palę, kawa na śniadanie i obiad, a czasem nawet do kolacji. Słodycze? Nie odmówię! Cola? Uwielbiam! Pizza? Kocham, szczególnie wieczorem. Dietetyczka od razu mówi, że nie mam spodziewać się cudów w szybkim czasie. Mimo wszystko, nadal jestem przepełniona optymizmem!

O 7.30 rano dostaję kilka propozycji menu na cały dzień. Klikam "tak" przy pozycji z rybą grillowaną i szejkiem czekoladowym (oczywiście bez tłuszczu). Czekam na kuriera. I... Jest! W wielkiej torbie zapakowanych jest pięć posiłków, które mam spożywać co dwie, góra trzy godziny. Na pierwsze śniadanie serek wiejski ze świeżym ogórkiem, na drugie koktajl z marakują. Lunch to grillowany dorsz z kuskusem i warzywa na parze. Na razie wszystko jest dobrze. Cukier w normie, głód wyciszony w zarodku. Nie za dużo, nie za mało, proporcje idealne. Świeże, smaczne i, co najważniejsze, nietuczące. Teraz czas na podwieczorek, to na niego czekałam, szejk czekoladowy! Mimo, że to dla niego wybrałam właśnie ten zestaw, z czekoladą ma to niewiele wspólnego. Czego nie zrobimy jednak dla płaskiego brzucha? Ostatni posiłek to kolacja. Jestem głodna jak wilk. Sałata. Jest w niej wszystko! Indyk, pomidory, ogórki, różne pyszności i dietetyczny sos. Pochłaniam ją ekspresowo ale... Dalej jestem głodna!

Pierwszy dzień był trudny. Uczucie głodu towarzyszyło praktycznie przez większość czasu. Budzę się jednak i widzę... Wklęsły od głodu brzuchem! Jestem zadowolona, choć z drugiej strony te 1200 kalorii to ogromny szok dla mojego organizmu. Tak na prawdę, jedyne co mnie motywuje, to cena posiłków, na które wydałam ratę kredytu mieszkaniowego. Cały czas myślę tylko o jedzeniu. Głód, głód, głód, tylko to mam w głowie. Po dwóch tygodniach wchodzę na wagę, która... Pokazuje -3kg! Kolejne dwa tygodnie przeżywam głodna, lecz zadowolona. Po miesiącu waga wskazuje -5kg. 

Bilans: czuję się jak gwiazda, ponieważ posiłki przygotowuje mi prywatny kucharz, jestem pięc kilogramów lżejsza, a moje życie jest łatwiejsze. Najważniejsza lekcja? Jeść regularnie, nie ma lepszego sposobu na utratę zbędnych kilogramów!